O mnie

Moje zdjęcie
Jesteśmy grupą przyjaciół i miłośników podróży, którzy swoją pasją chcą zarażać innych. Chcielibyśmy dzielić się naszym doświadczeniem i zapleczem (także przystosowanymi do wypraw samochodami) w różnych zakątkach świata oraz licznymi pomysłami. Będziemy zachęcać do podróżowania - z nami lub bez nas - nawet "na koniec świata". Wiemy, że to możliwe i nietrudne, a każda wyprawa jest przygodą. Wystarczy zapakować torbę czy plecak - i w drogę!

sobota, 10 sierpnia 2013

Spotkanie z reniferami i eksploracja Północy

Tym razem nasza podróżnicza natura poniosła nas na północ Europy, ku jej najdalszym krańcom.
Przejechaliśmy ekspresowo przez kraje nadbałtyckie (ech, trzeba by im się kiedyś dokładniej przyjrzeć...)

Łotwa. Pierwszy zachód słońca na Wyprawie...i jeden z niewielu, jakie było nam dane zobaczyć...
 
 Plaża, gdzieś na Łotwie.

Ciekawe rzeźbienia w przybrzeżnym piasku.

Bałtyk, a jak nie Bałtyk: pusto, cicho i spokojnie...


Przemierzyliśmy migiem Finlandię (zaledwie trzy noclegi, każdy inny), ale zdążyliśmy zostać nią zauroczeni - zarówno lesisto - jeziorną częścią południową, jak i typowo tundrową częścią północną. Na pewno wrócimy na dłużej, bo jakże nie wrócić, kiedy mija się takie cuda:



Kościół. Drewniany. Bardzo ciekawa bryła.


 

 


Ot, zwykła stacja paliw z restauracją urozmaiconą kolekcją dzwonów i dzwoneczków...
 
 
 


Jeden z naszych fińskich domków noclegowych (widok od frontu i z tyłu)



 

Przydrożny rezerwat przyrody. Tundra. Dodatkowa niespodziewana atrakcja - malownicze chmury deszczowe.
 
Wełnianka, jedna z popularniejszych roślin tundrowych.

 
Wierzbówka, najczęściej spotykana w Skandynawii roślina kwitnąca.
Wierzbówka jako element krajobrazu.


 


 
Zimowy hotel. Sanki do transportu, szklane dachy do obserwacji zorzy polarnej.

 
 
Pojawiły się pierwsze renifery...



 


A potem było ich coraz więcej i więcej.....


Kolega renifer wygląda, jakby tańczył...




...a jego kumple, jakby stali w kolejce.



W miasteczku Ivalo przekonaliśmy się, jak daleko od domu odjechaliśmy.....
W związku z tym, że przejechaliśmy granicę koła podbiegunowego, słońce nie chowało się za horyzontem ani na chwilę....



 

Jechaliśmy dalej i dalej, podziwiając piękno przyrody.


 Piątego dnia wyprawy zawitaliśmy na norweską ziemię.

W tej podróży wiele było "naj". Pierwsze norweskie miasto, do którego dotarliśmy - Kirkenes - jest położone najbliżej jedynego przejścia granicznego norwesko-rosyjskiego.


Kirkenes, tak blisko do Rosji, że napisy na ulicach są dwujęzyczne.



W drodze na spotkanie z Morzem Barentsa



 




Mimo tego, że w pasie przygranicznym obowiązują pewne rygory, nie ma zakazu obozowania ani spacerowania, co skrzętnie wykorzystaliśmy.



Wypatrywanie zachodu słońca nad Morzem Barentsa. Nie, nie zaszło....
  

 Vardo. Kolejne norweskie "naj": najbardziej na wschód wysunięte miasto. Do tego jest położone na wyspie, którą łączy z lądem naj-pierwszy wybudowany w Norwegii tunel podmorski - 88m pod poziomem morza.





"mroczne cienie"
 
Najbardziej na północ położona forteca na świecie.
 


Muzeum "czarownic"

Budynki zasiedlone przez ptactwo

 

 
 

Bardzo ciekawe malowidła na murach.

 
 
 
 
 
 



...oraz dekoracje kwiatowe.




Podbiegunowa partyjka szachów.

 
 
Latarnie morskie też były "naj".



najbardziej wschodnia



najbardziej północna




Co można powiedzieć "naj" o Hamningbergu? Może to, że jest najbardziej malowniczą osadą, jaką napotkaliśmy? No, jedną z najbardziej.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Ale na pewno to, że spotkaliśmy tam najbardziej plażowe renifery podczas naszej podróży.
 
 
A zaraz potem, najbardziej plażowe owce.
 
 
 
 No i wreszcie najbardziej "naj",do którego dążą rzesze turystów - pieszo, rowerem, motorem czy samochodem - Nordkapp, najbardziej północny skrawek Europy.
 
 
 
 
 

Okazało się, że  nordkappowe trolle nawet lubią sałatkę z krewetkami...



 
Dla nas - w przeciwieństwie do większości turystów - Nordkapp nie był celem podróży, tylko kolejnym jej punktem, równie ważnym, jak wszystkie inne "naj" i "nie-naj" podczas wyprawy. Tym bardziej, że jest dowiedzione, że ten punkt nosi tylko zwyczajowo miano "najbardziej północnego".
 
Zostało nam jeszcze jedno północnonorweskie "naj": miasteczko Tromso.
Największe miasto na północy Norwegii.
Najdalej na północ położone: uniwersytet, katedra protestancka, ogród botaniczny, browar oraz... Burger King.
Najstarsze norweskie kino.
 
No i świetne muzeum polarnictwa na statku Amundsena oraz akwarium z morskimi zwierzętami.
A przede wszystkim - bardzo przyjemna atmosfera.
 








 
 
 

Najsłoneczniejsze miejsce Norwegii - według opinii badaczy klimatu. My trafiliśmy chyba na najmniej słoneczny tydzień lipca w stuleciu. Na Lofoty wjeżdżaliśmy w takim zachmurzeniu, zamgleniu i deszczu:
 
 
 
Na sam koniec Lofotów dojechaliśmy w chmurach, deszczu i mgle...
 
 
 
Pośrodku Lofotów było dokładnie tak samo, jak na ich początku i końcu. Oznacza to tylko jedno: Lofotów niemal nie widzieliśmy i z pewnością tam wrócimy!
 

 
Nasze obozowiska bywały różne - od nocowania w domkach kempingowych na mniej lub bardziej ekskluzywnych kempingach z prysznicami (co za luksus!), przez obozowanie w głuszy, w towarzystwie reniferów, owiec i licznego ptactwa, po szybkie noclegi w okolicach parkingów. Naszym sprzymierzeńcem był brak ciemności: nawet kiedy spóźnialiśmy się ze znalezieniem noclegu, wiadomo było, że nie będziemy rozbijać obozu nocą.




 

Niektórym niekiedy dokuczały komary. Ale i na to mieliśmy sposoby!

Czasem biesiadowaliśmy z wykorzystaniem odnalezionej infrastruktury turystycznej...

...przy dźwiękach muzyki własnej.

Wzbudzało to zdrowy entuzjazm....

....nawet pomimo ataków z nieba...


...oraz pochłaniającej nas nicości.

To samo miejsce potrafiło wyglądać zgoła odmiennie, w zależności od warunków atmosferycznych i pory dnia.

krajobraz wieczorny


krajobraz poranny
 

Kąpiele i inne czynności higieniczne odbywały w warunkach luksusowych...



...obozowych...

...leśno-polowych...

 
...a czasami nawet ekstremalnych:

tu: w drodze do strumienia
 Jednak zawsze towarzyszyły nam piękne "okoliczności przyrody".





Nasz embek spisał się dzielnie. Przejechał ponad 8 000 km (tak, tak! osiem tysięcy kilometrów!) z jedną tylko malutką awarią, którą - w łaskawości swojej - złapał nie w północnej głuszy, ale w środku miasteczka, więc ze znalezieniem warsztatu nie było większego problemu.
Wjeżdżał w różne dziwne miejsca.....








 



Służył nam jako kuchnia...



...jadalnia...


...i - oczywiście - sypialnia.



 
 Nie wyobrażamy sobie bardziej wygodnego i wszechstronnego samochodu do podróżowania.


 
 
Nieubłaganie nadszedł czas obrania kierunku "na południe".
Po niemal dwóch tygodniach dzikiej, surowej i bezludnej Norwegii, Szwecja okazała się nazbyt cywilizowana. Jednak uliczki Sztokholmu oraz port jachtowy nas zauroczyły. 
 
 



 

 
 
Sztokholmskie uliczki mogą wyglądać tak....

...ale częściej wyglądają właśnie tak.
 
Chwila odpoczynku przy kawie.


I port jachtowy:
  
 
  
 
 
 
 
 
 
 



 

A potem ruszyliśmy na wyspę Oland, gdzie zobaczyliśmy zupełnie inną Szwecję:
 
 - w Bergholm zanurzyliśmy się w atmosferze pradawnego zamczyska

 

 
 
 
 
 
 - na zachodzie wyspy podziwialiśmy urozmaicone wybrzeże, odważni zażywali morskich kąpieli
 
 

 
 
 
 
  - w środku wyspy oglądaliśmy obronny kościół
 
 

 
 

   - na północy wyspy tropiliśmy leśno-morskie krowy.....
 

 
                      podziwialiśmy niesamowite rośliny na "Ścieżce Trolli"
 
 
 





                    oraz malowniczy zachód słońca (tym razem schowało się za horyzontem)
 
 
 

- zaś na zachodzie wyspy skusiliśmy się na odrobinę plażowania.
 
Jeden dzień z plażowaniem na trzytygodniową wyprawę jest zupełnie wystarczający...
 
 
...wszak lepiej pooglądać wiatraki. 
 



 


 

Co nas w  Skandynawii, szczególnie w północnej Norwegii urzekło? Wszystko! Prymitywna i odporna roślinność, przestrzeń, góry, renifery, kolorowe, drewniane domy, wioski i osady rybackie, porządek, spokój i harmonia. Niewielka ilość ludzi i dużo miejsc nieskażonych cywilizacją. Czyste strumyki, jeziora i wodospady. Oto jeszcze  kilka migawek z "naszej" Norwegii.


  
 
 
 
 

 
 


 


 


Byli tacy, którzy kąpali się w Morzu Norweskim....

...ale my raczej woleliśmy przemierzać plaże w bardziej kompletnym stroju.


Jedni cieszyli się lipcowym śniegiem w sposób stateczny....

...inni wręcz nurzali się w śnieżnej pokrywie.
 
 

Zauważyliśmy zamiłowanie Norwegów do starych amerykańskich samochodów...
 

...zaś norweskich owiec do pastwisk w  dość interesujących lokalizacjach.

Na własnej skórze odczuliśmy, dlaczego mniejsze domki są mocno przytwierdzone do podłoża


 
 

Ponieważ czasami wiało dość uciążliwie!

 




Najbardziej wytrwali poszukiwacze zostali nagrodzeni wspaniałym trofeum.



 
 
Z całą pewnością będziemy wracać do Skandynawii! Kiełkuje w nas nawet pomysł zimowej wyprawy - kto by nie chciał zobaczyć niesamowitej zorzy polarnej?