Pewnego zimowego wieczoru, siedzieliśmy z Przyjaciółmi i omawialiśmy miejsca, które chcielibyśmy w najbliższym czasie odwiedzić. Padały najróżniejsze nazwy, z wszelkich kierunków. Kiedy za oknem sypał śnieg a temperatura nie sięgała powyżej zera, my myśleliśmy o majówce. Damian i Natalia, po swojej zeszłorocznej włóczędze po bezdrożach Albanii, nabrali ochoty na jeszcze więcej Półwyspu Bałkańskiego. My na hasło: "Bałkany", zaczynamy spontanicznie pakować ekwipunek, więc skwapliwie podchwyciliśmy pomysł Przyjaciół i dołączyliśmy do majówkowej wyprawy grupy "Trip to".
Macedonia wiosną to bardzo kuszący kierunek.
Ruszyliśmy na południe we trzy LR Discovery i jeden LR Defender, w piękne kwietniowe piątkowe popołudnie - początkowo każdy samodzielne, bo z różnych miejsc - spotkaliśmy się wieczorem, nieopodal Cieszyna. Grupa zebrała się wesoła i żądna podróżniczych wrażeń:
1. nasza stała, rodzinna ekipa - Patrycja, Dymitr, Gilbert i Ismena
2. Pani Ula z Anią
3. Pan Waldek, Magda i Dorota
4. pomysłodawcy obranego kierunku i autorzy trasy: Damian i Natalia.
Po noclegu na bardzo przyjemnym kempingu w Cieszynie, przekroczyliśmy granicę, przemknęliśmy przez Słowację i Węgry (obowiązkowa przerwa na pyszny gulasz!), by wieczorem znaleźć się w Belgradzie. Od razu zauważyliśmy, że znajdujemy się w innym świecie - to już Bałkany! Mimo późnej pory, miasto tętniło życiem - piękne dziewczęta spacerowały w zwiewnych, letnich sukienkach, odbywał się jakiś koncert na świeżym powietrzu, co bardziej reprezentacyjne budynki były oświetlone - aż chciało się porzucić auta, wmieszać w tłum i dać się porwać nocnemu życiu Belgradu.
Grzecznie pojechaliśmy jednak na kemping, położony nad samym Dunajem, by należycie wypocząć przed delektowaniem się lokalnym klimatem.
Spędziliśmy w Macedonii cudowny czas od niedzieli do niedzieli.
Nie sposób w jednej notce opisać mnogości wrażeń, jakie było dane nam przeżyć w ciągu tego pięknego czasu. Od zapierających dech górskich widoków
przez smaczne potrawy
|
Jagnięcina w winiarni Popova Kula |
|
Młoda, macedońska kapusta - prawdziwy przysmak! |
po niesamowite i niespodziewane spotkania:
|
Gąsienice maszerujące gromadnie na posiłek |
|
Antyczny kot, zabawiający się jaszczurką (spożytą przezeń jako zwieńczenie wspólnej zabawy) |
|
Dwa rozbrykane byczki, które próbowały nas staranować |
Dostaliśmy od tego malowniczego kraju to, czego od niego oczekiwaliśmy, a nawet dużo więcej. Niech historię naszej wyprawy opowiedzą zdjęcia.
Przede wszystkim przyroda - złaknieni zieloności po długiej zimie, chłonęliśmy wiosnę wszystkimi zmysłami. A było co chłonąć - górskie łąki pełne krokusów i pierwiosnków, ukwiecone akacje, kasztanowce i bzy, różne odcienie zieleni drzew na stokach. Ach, tego nam było trzeba: słońca, przestrzeni, świeżego powietrza i swobody.
Oglądaliśmy wysokie góry, niskie góry, jeziora, rzeki, potoki i lasy - pełna różnorodność. Obozowaliśmy w pięknych "okolicznościach przyrody" - często w miejscach zupełnie dzikich, które w całej swej krasie objawiały nam się o poranku - bywało wszak, że namioty rozstawialiśmy po zmroku.
Pani Ula wzbudziła nasze uznanie swoim samochodowym, podróżnym ogródkiem, który założyła najpierw w misce, stopniowo zajmując roślinami kolejne dostępne pojemniki - pod koniec podróży jej Defender przypominał bardzo urozmaicony samochód - kwietnik.
Oprócz natury, podziwialiśmy też architekturę. Niezwykłe mozaiki w ruinach Heraclea:
Miasto Ohrid (wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO):
Meczety - ten w Tetovie obejrzeliśmy również wewnątrz:
No i - naturalnie - monastyry:
Szczególne wrażenie zrobiły na nas dwa z nich: monastyr sv.Petki, zagubiony w lesie - drogę pośród zawalonych drzew musieliśmy sobie wyrąbać własnymi rękami:
Monastyr stał samotny, pusty, ale widać, że żyjący i służący wiernym:
I najbardziej chyba słynny macedoński klasztor - Treskavec nieopodal Prilepu, położony na górze Zlatovrv.
Klasztor, górujący nad okolicą, z niesamowitą krajobrazowo i trudną technicznie drogą dojazdową - tylko dla samochodów z napędem 4x4 - tu specjalne wyrazy uznania dla p.Waldka, który pokonał tę niełatwą i wymagającą trasę seryjnym LR Discovery, bez terenowych udogodnień oraz dla p.Uli, która swoim LR Defenderem wjechała i zjechała z iście ułańską fantazją.
Niestety, na górze zastaliśmy smutny widok: trzy miesiące wcześniej zabudowania padły ofiarą pożaru, który - na szczęście - ominął cerkiew z XIII wieku wraz z cennymi freskami.
Nasze podróże to spotkania z ludźmi. Nie tylko obcowanie z Towarzyszami Podróży, ale i poznawanie społeczności lokalnych. I tym razem były okazje do rozmów, wymiany ciekawostek, poznawania codziennego życia. Dzięki naszej otwartości, nie spotkaliśmy się z żadnymi zamkniętymi drzwiami. Wdawaliśmy się w przyjacielskie pogawędki z wieloma napotkanym Macedończykami.
Pod Skopje, tuż przy Kanionie Matka (głęboka, malownicza dolina rzeki Treska),
poznaliśmy Ajeta, macedońskiego Albańczyka całkiem nieźle mówiącego po polsku. Wieczór i noc - na jego zaproszenie - spędziliśmy na jego ziemi, w towarzystwie jego rodziny - braci z żonami i dziećmi - częstowani herbatą i TRUSKAWKAMI. Żony - przykładne muzułmanki - trzymały się z dala od naszych mężczyzn, rozmawiając tylko z damską częścią ekipy. "Rozmawiając" to dużo powiedziane - raczej porozumiewałyśmy się w języku międzynarodowym, dając dowód na to, że chęć poznawania ludzi i wzajemna ciekawość - nie zaś umiejętności lingwistyczne - są jedynymi koniecznymi czynnikami do nawiązania kontaktu. Innym razem zaprzyjaźniliśmy się z mieszkańcami wioski Cepigovo, na której terenie obozowaliśmy, tuż obok ruin antycznego miasta Stobi.
W Cepigovie było o tyle szczególnie, że na jedno bocianie gniazdo przypadało pół gospodarstwa rolnego. Tak, tak - bociany szczególnie upodobały sobie tę miejscowość i zaznaczały swoją obecność, zuchwale pozując przed obiektywem.
Nie tylko bociany w Cepigovie są przyjaźnie nastawione do obieżyświatów - mieszkańcy wioski nie tylko udostępnili nam nadrzeczne łąki na obozowisko, ale i odwiedzali nas kilka razy, dopytując, czy czegoś nie potrzebujemy i oferując swoją pomoc. Wieczorem posiedzieli z nami przy ognisku - my opowiadaliśmy, jak żyje się na Północy, oni, jak na Południu. Szczególne podziękowania kierujemy do przemiłego Rubina, który przyniósł nam świeże jajka na poranną jajecznicę oraz podarował nam różową, wielkanocną pisankę - z Cepigova wyjeżdżaliśmy w przedświąteczny piątek, czuć było już atmosferę Wielkanocy. Obiecaliśmy Rubinowi, że będziemy wszystkim opowiadać, że Macedonia jest pięknym krajem, a jej mieszkańcy to bardzo przyjaźni i otwarci ludzie. Obietnicy z radością dotrzymujemy - z całego serca polecamy skorzystanie z gościnności Macedończyków.
Nie mogliśmy oprzeć się możliwości spróbowania macedońskich win z winiarni Popova Kula w miejscowości Demir Kapija.
Było magicznie, tym bardziej, że podczas naszej degustacji kilka razy gasło światło, kelner przynosił świeczki, nad winnicę nadciągała burza - powstało zamieszanie takie, że paparazzi przygotowani do uwiecznienia tych chwil, sami zostali uwiecznieni.
Za to było przesmacznie, każdy z samochodów wyjechał obciążony dodatkowym ładunkiem kilkunastu zacnych butelczyn.
Po wysokogórskiej części wyprawy, już na nizinach, zmyliśmy z siebie powyprawowy kurz w barrrdzo gorrrących termalnych wodach w Katlanovskiej Banji,
|
to właśnie kurz rozpuszczony w wodzie termalnej.... |
po czym pospacerowaliśmy po stolicy kraju i przekonaliśmy się, że funkcjonują tam dwa światy - pierwszy: monumentalnych pomników, remontowanych - więc otoczonych rusztowaniami - budynków i mostów na rzece Wardar:
oraz drugi: ciasnych, klimatycznych uliczek i zakamarków Starego Miasta.
W Skopje, przed wyruszeniem w powrotną drogę, dokładnie daliśmy wyczyścić sobie buty....a i odwdzięczyć potrafiliśmy się tym samym.
Na koniec, w Belgradzie, udało nam się wejść do cerkwi i posłuchać pięknych wielkanocnych śpiewów.
Jak w każdej podróży, były zarówno momenty humorystyczne:
jak i dramatyczne:
Ale przede wszystkim - chociaż droga nie zawsze była prosta:
a może właśnie dlatego, że droga nie była prosta? - wyprawę należy zaliczyć do bardzo udanych.
Duża w tym zasługa fantastycznych, pełnych humoru i uśmiechniętych Towarzyszy Podróży. Dobrze przemierzać świat z przyjazną ekipą.
Samochody spisały się dzielnie, mimo tego, że zafundowaliśmy im trasę równiutkich czterech tysięcy kilometrów, a w samej Macedonii dość wymagający teren i niełatwe warunki drogowe.
Mamy też jeden nieosiągnięty cel: z powodu zalegającego śniegu, nie zdecydowaliśmy się wjechać na szczyt góry Pelister (2601m n p m).
Zatrzymaliśmy się na wysokości 1800m
i po wielu próbach przedzierania się przez głęboki śnieg - zarówno z wykorzystaniem łopat, jak i wyciągarek, a także po prostu pieszo,
zdecydowaliśmy, że pięcie się w górę przez kilka godzin to nie jest to, na czym nam zależy i postanowiliśmy zawrócić.
Oznacza to dla nas jedno: na pewno do Macedonii wrócimy!